piątek, 24 lutego 2017

COLLISTAR MASCARA INFINITO


Tusz do  rzęs - mój ulubiony kosmetyk. Zawsze gdy wpadnie w moje łapki coś nowego jestem przepełniona nadzieją na nowe doznania i niesamowite efekty. Dlatego jak w pudełku BeGlossy pojawiła się mascara Collistar Infinito (a konkretnie jej miniatura) cieszyłam się jak małe dziecko, gdyż zapowiadała się bardzo obiecująco.


Mascara (nawet miniatura) prezentuje się niezwykle elegancko i luksusowo ze względu na swoje złote i błyszczące opakowanie. Szczoteczka jest w miarę duża, typowa dla mascar wydłużających. Jest silikonowa, z regularnymi włoskami dookoła, a po jednej stronie jest nawet grzebyczek.


Według producenta tusz ma pogrubiać, podkręcać i wydłużać rzęsy. Co więcej, ma dawać również efekt rozświetlający dzięki zastosowaniu dwóch rodzajów pereł.

A jakie są moje wrażenia? Niestety, efektu wow! na który zawsze w nowym tuszu czekam nie było. :/ 
Rzęsy nie są podkreślone ani pogrubione, jedynie wydłużone, ale takie cienkie jak pajęcze nóżki, a jeszcze jak jakaś grudka się przyczepi to już prawdziwa owadzia nóżka (z bucikiem ;P), Rzęsy nie są widoczne, bo czerń tuszu jest słaba, jakby wyblakła. Mascara ma konsystencję raczej rzadką, w ogóle mam wrażenie jakby jej nie było i szczoteczką nanosi się na rzęsy mała porcja kosmetyku. Ponadto tusz odbija się na powiekach (na dole i na górze), chociaż na same rzęsy mało się nakłada. Kolejnym minusem jest to, że zostawia grudki na rzęsach. Dodatkowo, po czasie niestety osypuje się. Efektu rozświetlenia nie zauważyłam. Tyle ma minusów, że cieszę się naprawdę, że jest mały i nie muszę go długo używać. 
Tu zdjęcie gdzie można naocznie przekonac się o jego niedoskonałości. Grudki, nierówne owadzie nóżki i odbijanie się na powiekach w pełnej krasie. 


Mascara, w której pokładałam ogromne nadzieje bardzo mnie rozczarowała. Tragicznym tuszem oczywiście nie jest, ale ja z jego efektami postawiłam bym go raczej na drogeryjnej półce.


sobota, 18 lutego 2017

DERMIKA 3-ETAPOWY PROGRAM REWITALIZUJACY

Hej, hej

A dziś kolejna porcja pielęgnacji i to takiej na miarę SPA. :) Za sprawą Dermiki i jej Programu Rewitalizującego podarowałam sobie odrobinę luksusu w postaci 3 etapowego zabiegu. ;)  Zostały w nim zastosowane zaawansowane formuły wykorzystywane w profesjonalnych zabiegach Dermika Salon&Spa.



Dermika proponuje nam 3-etapowy program pielęgnacji, czyli: oczyszczanie, tonizacja i maska.

1 etap to peeling korundowy. Korund to minerał, chemicznie podobny do szafiru, powszechnie stosowany w klasycznej dermabrazji. Efektywnie złuszcza i pobudza naturalny metabolizm skóry, która po nim jest gotowa na działanie kolejnych cennych składników maseczek czy kremów. Mamy tutaj małe, ostre drobinki, które przyjemnie masują i ścierają naskórek. Producent zaleca masować 2-3 minuty. Ja tak się zaangażowałam w masowanie, że miałam nawet lekko zaczerwienioną twarz, tak więc radzę uważać. ;)
Skóra po nim jest rozjaśniona i gładziutka. Pachnie świeżo, zapach z rodziny zielonej herbaty.
2 etap to esencja tonizująca z kwiatem lotosu. Esencja ta tonizuje i przygotowuje do dalszej pielęgnacji. Ma postać gładkiej, aksamitnej zawiesiny. Pięknie pachnie i jest milutka podczas rozprowadzania.
3 etap to maseczka energizująca z witaminą C. Aby zmaksymalizować działanie maski, zastosowano tu pochodną witaminy C, która charakteryzuje się zwiększoną stabilnością, trwałością i zdolnością przenikania niż kwas askorbinowy. Maseczka ma zostawić skórę wypoczętą, młodzieńczą i pełną blasku. 
W istocie jest bardzo przyjemna, ma kremową konsystencję i sprawia wrażenie, jakby otulała twarz miękką, puchatą kołderką. 
Producent zaleca wmasować ją w skórę i odczekać 10 minut do wchłonięcia. Co dalej nie wiadomo; zmyć czy z nią żyć ;), dalszej instrukcji nie ma, postanowiłam więc zebrać nadmiar i z nią żyć. ;D

Cały ten 3-etapowy program pielęgnacyjny jest zamknięty w 3 saszetkach połączonych w jedną. Jeśli chodzi o działanie jest to przede wszystkim ogromna doza przyjemności, jaką dają zapachy i konsystencje zabiegu + delikatne rozjaśnienie i wygładzenie. Myślę, że warto sobie na takie domowe spa od czasu do czasu pozwolić. 
Mam nadzieję kobietki, że znajdujecie czas na takie domowe spa dla siebie? :)

niedziela, 12 lutego 2017

NOWOŚCI STYCZNIOWE


Hej, hej :)

Luty już prawie w połowie, a ja jeszcze nie pochwaliłam się jakie nowe produkty do testowania wpadły do mojej kosmetyczki w styczniu. Szybciutko więc biorę się za prezentację.


Zacznę od tajemniczego pudełeczka na zdjęciu. Schowane są w nim 3 miniatury wód toaletowych z The Body Shop z serii Voyage Collection.


A są to: Japanese Cherry Blossom - zapach kwiatu wiśni i magnolii, Atlas Mountain Rose - świeża róża i piżmo oraz Indian Night Jasmine - cudowny, ciężki jaśmin z drzewem sandałowym.
Lubię te wody, a zestaw udało mi się kupić w dobrej cenie w TKMaxx. 



Pupa Milano, kremowa pomadka z serii Velvet Garden w pięknym kolorze Fuchsia Cyclamen (mój ulubiony). Skusiłam się na nią na 70% wyprzedaży w Douglasie.



Miya, myWonderBalm, Hello Yellow - nawilżająco-odżywczy krem z masłem mango. Kremy z tej serii były tak zachwalane na blogach, że i mnie się jakiegoś zachciało. Jak tylko zobaczyłam je na promocji 30% w Kontigo dokonałam zakupu. Wybrałam najlżejszy dla mojej przetłuszczającej się cery.


Skusiłam się też na zakupy w Avonie.
Planet Spa, krem do rąk z African Shea Butter. 
Anew Clinical, peelingujące płatki do twarzy z 10% kwasem glikolowym. 
Pink Cashmere, jasnoróżowa konturówka do ust. 
Baza pod cienie.


Do zakupów dostałam czekoladowy scrub i waniliowy balsam z serii Naturals.


Yves Rocher, żel pod prysznic mandarynka i przyprawy, żel gruszka i kakao, balsam gruszka i kakao - przecenione resztki z limitki świątecznej, na które czekałam. Do tego dostałam w gratisie płyn dwufazowy do demakijażu.


 Fa, antyperspirant o zapachu zielonej herbaty, wpadł w promocji. ;)


Isana, żel pod prysznic o zapachu  kwiatu frangipani. Uwielbiam ten zapach, dlatego musiał wpaść do mojego koszyczka.



La Roche-Posay, Cicaplast Baume B5 spf 50. Krem regenerujący, dobry na mrozy, mający równocześnie filtr, więc na narty w sam raz. Udało się trafić na promocji w Superpharm.


Dermika, 3-etapowy program rewitalizujący. Dostałam do testowania od ofeminin.pl. Program już przetestowany, recenzja TU.



Garnier, Moisture + Freshness, maska w płachcie. Otrzymałam do testów od Wizażu. Już przetestowałam, szału nie robi, szkody też nie. ;) Zwykła, mała chwila przyjemności.


BeGlossy, pudełko, które otrzymałam w styczniu. Szczegóły zawartości TUTAJ

I to wszystkie moje nabytki styczniowe. Jak widzicie PROMOCJA to moje drugie imię. ;D
Czy coś was szczególnie zainteresowało? Co wziąć pod lupę w pierwszej kolejności?


niedziela, 5 lutego 2017

DENKO STYCZNIOWE


Hej, hej :)
Styczeń dobiegł końca, czas więc na podsumowanie jak mi poszło zużywanie.
Niewiele tych rzeczy, ale pokuszę się o mini recenzje.


Czyścioch ze mnie na medal, bo poszły aż dwa żele. ;P A tak naprawdę jednego już była końcówka. ;)


Avon  Skin So Soft, krem pod prysznic i balsam z olejkiem makadamia. Krem pod prysznic o gęstej, treściwej konsystencji i tak samo bogaty balsam zostawia warstwę ochronną, w moim odczuciu nawet natłuszczającą, którą czuć na skórze przez długi czas. Zestaw bogaty pod względem konsystencji i działania. Myślę, że zadowoliłby suche skóry. Pachnie ładnie, lekko słodko, ciepło jak to zazwyczaj mają w zwyczaju produkty z olejkiem macadamia.


 Avon Naturals żel pod prysznic Śliwka i Wanilia. Przepięknie pachnie pieczoną śliwką z cukrem. Uwielbiam tę serię zimą i kupiłam już kolejny raz, co rzadko mi się zdarza.
Avon Luck balsam perfumowany do ciała, kupiłam do pary do perfum. Jego główny walor to walor zapachowy, ale i działanie dla mojej skóry dobre.


Bourjois, 123 Perfect, mój ulubiony podkład. Lekki, a ujednolica, w miarę kryje i odpowiednio matuje, wszystko skrojone na miarę. ;) Recenzja TUTAJ
Tony Moly, krem do rąk z zestawu świątecznego. Pięknie pachnący śmietankowym ciasteczkiem z zadowalającym działaniem.
The Body Shop, Vitamin E Night Cream, miniatura kremu na noc z wit.E. Treściwy, nawilżający krem, miły dla skóry.  
Avon, Brown Sugar, wykręcana kredka do oczu.  Bardzo lubię avonowe kredki do oczu. Konsystencja kremowa, pomaga narysować ładną kreskę, jednak nie znika tak szybko (chociaż to też zależy oczywiście od budowy powieki). Bardzo wygodne jest to, że nie trzeba ich temperować. Często je kupuję i polecam.

I to tyle. Muszę przyznać, że zakupy styczniowe (o których post niebawem) przeważyły liczebnie styczniowe denko. ;)
A u Was? Równowaga zachowana? ;)