piątek, 30 czerwca 2017

GLYSKINCARE Gold Collagen Mask


Hej, hej :)  👻

Jest weekend, czas więc na odpoczynek i relaks. A relaks w pojęciu kosmetykomaniaczki to nic innego jak zabiegi kosmetyczne. Przychodzę więc dziś do Was z maseczką i zapraszam na domowe Spa. :)




Bohaterem dzisiejszego wieczoru jest Gold Collagen Mask, kolagenowa maska do twarzy ze złotem marki GlySkinCare. Jest to maska jednorazowego użytku w formie kolagenowego płata.
Ma za zadanie głęboko nawilżać, rozjaśniać cerę, redukować zmarszczki, wygładzać i ujędrniać skórę. 
Jeśli chodzi o skład, oprócz złota ;) zawiera kolagen, alantoinę, wyciąg z kwiatu róży francuskiej, witaminy A, C, E, B3 oraz silnie nawilżający kwas hialuronowy.
Tutaj mamy skład:



Maska jest zapakowana starannie w oddzielną folię. Jest bardzo nasączona i dużo preparatu pozostaje w opakowaniu.


Przy wyjmowaniu jej trzeba bardzo uważać, żeby się nie porwała. Jest bardzo delikatna, łatwo się rwie, przypomina cienkie ciasto. 
Tu widać, że oczko się już naderwało. ;)



Przed nałożeniem na twarz producent zaleca włożenie maski do lodówki na 5 minut. Nie zrobiłam tego, ale i bez tego maska daje odczucie chłodzenia na twarzy. Zapach ma różany i bardzo przyjemnie się z nią odczekuje te 20-30 minut. Maska pomimo uniwersalnego, dość szerokiego powiedziałabym rozmiaru da się dopasować do owalu twarzy dzięki plastycznej formule. 



Po 20-30 minutach zdejmujemy maskę, a nadmiar żelu mamy wklepać w skórę.


Jakie wrażenia?
Wiadomo, że po jednorazowej masce fajerwerków nie można się spodziewać, ale ja i tak zazwyczaj podchodzę do takich masek surowo i czekam na efekty. ;) W przypadku tej maski skóra pozostaje odczuwalnie nawilżona, wygładzona i napięta. Zauważyłam też, że jest rozświetlona (może to ten efekt rozjaśnienia?) i optycznie odmładza skórę. 
Generalnie, w porównaniu do masek jednorazowych ta sprawdza się całkiem przyzwoicie. Być może przy regularnym stosowaniu jej dwa razy w tygodniu, jak zaleca producent,  daje konkretne i bardziej zauważalne efekty. Nie zdziwiłabym się, bo czuć w tej masce potencjał. ;)

Pomimo częstego ostatnio używania masek w płachcie, taka - kolagenowa trafiła mi się pierwszy raz i moje wrażenia po niej są jak najbardziej pozytywne.

A Wy miałyście już okazję stosować maski kolagenowe? 


niedziela, 25 czerwca 2017

CZERWCOWE BEGLOSSY


Hej hej :)


Witam Was dzisiaj ze świeżutkim pudełkiem BeGlossy. :)


W tym miesiącu szata graficzna wygląda inaczej. Pudełko jest czerwone z serduszkowym motywem, prezentuje się wyjątkowo. :)
Ta edycja została nazwana Moc Niespodzianek, a pudełko w tym miesiącu miało być przepełnione sprawdzonymi kosmetykami, dbającymi o skórę i włosy.
Jakie niespodzianki kryje pudełko?



Hmm... Przejdźmy zatem do przeglądu owych niespodzianek:


Szampon wzmacniająco-wygładzający BIOLAVEN. Zawiera olejek eteryczny z lawendy i olej z pestek winogron. Produkt pełnowymiarowy. Cena: 18,08 / 300 ml.


Odżywka do włosów Miracle Nourish AUSSIE. Zawiera kompozycję ekstraktów z eukaliptusa. Unikalna formuła odżywia, chroni oraz sprawia, że włosy są sprężyste i mocne, a końcówki się nie rozdwajają. Produkt pełnowymiarowy. Cena: 21,99 zł / 250 ml.


Maseczka intensywnie nawilżająca ENILOME do skóry suchej. Była jeszcze wymiennie maseczka oczyszczająca, ale ją dostałam w którymś z poprzednich pudełek, teraz więc dostała mi się ta, pomimo, że skóry suchej nie mam. Maseczka ma nawilżać, uelastyczniać, wygładzać, ujędrniać i zapobiegać powstawaniu pierwszych zmarszczek. Oprócz kompleksu nawilżającego zawiera olej bawełniany, witaminy C i E, mocznik oraz masło shea. Produkt pełnowymiarowy. Cena: 11,99 zł / 50 ml.


Tusz do rzęs Glam & Doll Lashes CATRICE. Intensywnie podkreśla rzęsy, a głęboko czarna formuła zwielokrotnia rzęsy dając efekt sztucznych rzęs. Podkręcona silikonowa szczoteczka unosi rzęsy zapewniając rozdzielenie bez sklejania i grudek.
Z tuszu jestem zadowolona, bo akurat mi się skończył. Zaczęłam już używać i jestem nawet zadowolona. Efektu wow nie ma, ale ładnie wydłuża, rozdziela i podkręca.
Produkt pełnowymiarowy. Cena: 16,99 zł / 9,5 ml.


Balsam do ciała O'HERBAL. Zawiera cenne składnik naturalnego pochodzenia. Balsam pielęgnuje i odżywia skórę, wzmacnia jej barierę ochronną. Było 5 wersji, mnie trafił się aloes. 
Produkt travel size. Cena: 4,99 / 75 ml.



Woda toaletowa Play it Wild PLAYBOY. Zapach, w którym dominują nuty coca-coli, rabarbaru, ambry oraz soczyste owoce pomarańczy i gruszki. Fajny słodko-owocowy zapach. Niestety tylko próbka.



Rozświetlacz Glo MANNA KADAR. Zdążyłam już przetestować. Daje mokre i naturalne wykończenie (jak dla mnie nic specjalnego). ;) Jest to produkt VIP dodawany do większych pakietów i subskrypcji. Miniatura.


Lekki krem aktywnie nawilżający Eau Thermale URIAGE. Zawiera Hydro-Thermal Complex (woda termalna+nawilżający opatrunek H2O + Aquaxyl) oraz skwalen, który chroni i odżywia. Dodatek Lucky do boxa. Miniaturka.

Jak Wam się podoba zawartość? Dla mnie średnia. Pudełko pełne podrzutków-wypełniaczy. Nic zachwycającego. Najbardziej jestem zadowolona z tuszu i próbki perfum. 

sobota, 17 czerwca 2017

TUSZE DO RZĘS | Sephora, Too Faced, Benefit - porównanie.



Tusz do rzęs - dla mnie najważniejszy kosmetyk w makijażu. 
Ba, nawet jak nie ma makijażu - tusz do rzęs musi być. Uwielbiam testować tusze do rzęs i szukać tych dobrych, upiększających, dających wyjątkowy efekt. Zazwyczaj wybieram robiące wszystko (wydłużenie, pogrubienie, zagęszczenie) albo po prostu dające efekt sztucznych rzęs. Obietnice obietnicami, mało który je spełnia. Przetestowałam multum tuszów z różnych półek, w większości z drogeryjnej. 
Tym razem postanowiłam przetestować też tusze z innej, a mianowicie Sephorowej półki. :) Wybrałam popularne tusze: Too Faced Better Than Sex, Sephory Outrageous Curl oraz Benefit They're Real! 
Na początek ostrożnie zaopatrzyłam się w miniatury. Jak mnie usatysfakcjonują to wtedy zdecyduję się na produkt pełnowymiarowy. 



Pierwszy do testów poszedł tusz marki Too Faced o obiecującej nazwie Better Than Sex. ;) Tusz ten ładnie się prezentuje w różowej, kobiecej obsadce. 


Według producenta zawiera najczarniejsze pigmenty, zwiększa objętość, wydłuża, podkręca, dając wielowymiarowy, ekstremalny efekt.



Szczoteczka jest w miarę duża, tradycyjna z naturalnymi włoskami gęsto obsadzonymi, ma kształt klepsydry. Tusz ma konsystencję raczej wodnistą. Wszystko co producent obiecuje jest mniej więcej spełnione, ale nie w wersji "wow!". Rzęsy są dosyć wydłużone, zagęszczone, tworzą wokół oka firankę, ale nie są bardzo widoczne, nie wyróżniają się w makijażu oka. Może dlatego, że tusz nie jest mocno czarny, a może dlatego, że nie pogrubia on bardzo rzęs. W każdym razie nie rzucają się w oczy, nie są wyraźne i trudno mi się tu zgodzić z twierdzeniem producenta, że kolor jest mocno napigmentowany. Szczególnie kilkanaście minut po malowaniu, jak tusz podsechł, robił się wyblakły.
Starałam się uchwycić to na zdjęciach, chociaż muszę przyznać, że na zdjęciach, z bliska nie wygląda tak źle. 



Kolejny do testów poszedł tusz Sephory Outrageous Curl. Tusz bardzo popularny, w wersji pełnowymiarowej występujący w opakowaniu przypominającym szyszkę. Jak sama nazwa wskazuje mascara ekstremalnie podkręca rzęsy i zwiększa ich objętość.



W wersji miniaturowej opakowanie jest skromne, zwyczajne, nie ma tu malutkiej szyszeczki ;P. 


Natomiast szczoteczka mnie totalnie zaskoczyła! Jest malutka i niepozorna. 


Jeśli chodzi o materiał jest silikonowa. Dzięki swojemu mikro rozmiarowi szczoteczka ma docierać do wszystkich, nawet najkrótszych rzęs. Ząbki dookoła szczoteczki rozdzielają i maksymalnie podkręcają rzęsy. Konsystencja tuszu jest gęsta i mokra. W mojej ocenie tusz sprawuje się bardzo dobrze. Wydłuża, pogrubia, podkreśla rzęsy sprawiając, że są bardzo widoczne. Efekt jest taki, że rzęsy wydają się być pogrubione i mocno czarne. Tusz bliski ideału, ale ma niestety też minusy. Odbija się na powiekach podczas malowania (może to kwestia tego, że jest bardzo mokry) i bardzo ciężko się zmywa. Te rzeczy go u mnie dyskwalifikują.


Ostatni mój teścik to Benefit They're Real! 



Szczoteczka jest w miarę duża, gumowa z kuleczką na końcu. Konsystencja jest kremowa.



Mascara wydłuża, pogrubia, rozdziela, podkręca, zwiększa objętość, ogólnie robi co powinna. Naprawdę daje super efekt sztucznych rzęs. Są one wyraźnie zaznaczone i zagęszczone. Tusz nie osypuje się, nie rozmazuje. Tutaj wszystko na plus. Benefit wygrywa. ;)



Wszystkie mascary bardzo przyjemnie mi się testowało. Były wydajne, każda starczyła na miesiąc z okładem. Ogólnie jestem z nich zadowolona, ale tak, żeby skusić się na ponowny zakup to tylko Benefit. Przy tym tuszu byłam w pełni usatysfakcjonowana. 

Moje oceny: Too Faced - 4, Sephora - 4,5, Benefit - 5.
Oceny wystawione. Zboczenie zawodowe. :D

A Wy? Miałyście któryś z ocenianych tu tuszów? 


poniedziałek, 12 czerwca 2017

NOWOŚCI MAJOWE

Hej, hej :)  ⚘

Skończył się brzydki maj, zaczął się piękny czerwiec, a co nowego słychać w moim kosmetycznym świecie? Co nowego pojawiło się w mojej kosmetyczce? No cóż w tym miesiącu to nie kosmetyczka została zapełniona nowościami, ale szafy. :D
A stało się to za sprawą nie szaleńczych zakupów, a ogromu prezentów jakimi mnie obdarzono w tym miesiącu. Maj był jednak piękny. :D


Kosmetyki zakupione z mojej własnej inicjatywy to matowa pomadka Avon Rouged Perfection w kolorze beżowo-koralowym oraz woda Little Lace Dress. Podoba mi się ten zapach i tylko czekałam na promocyjną cenę. ;)


Podkład mineralny Annabelle Minerals to prezent od Dorotki. Mam go w odcieniu Golden Fair.


A tu prezenty od mojego męża z wycieczki do Izraela. Wszystko na minerałach z Morza Martwego.
Od samej góry: dwie paczki błota :D (z Morza Martwego rzecz jasna), maska do twarzy Ahava rozświetlająco-liftingująca (mój mąż wie czego mi trzeba :D), zestaw miniatur -417 (szampon, odżywka, balsam do ciała, krem do rąk, krem do stóp) i próbki kremów Ahava.


Wzięłam też udział w rozdaniu u Kaczki z Piekła Rodem i udało mi się wygrać!!! A skusiłam się na szampon i odżywkę do włosów przetłuszczających się oraz świeży, cedrowy żel pod prysznic marki Nature Moi


Wszystkie te cudowności to prezenty od sponsorów konferencji urodowej Meet Beauty. Kosmetyki rozpisane na szczegóły  TU.


Podczas konferencji odbywały się też Targi Beauty Days, gdzie zakupiłam sobie kilka pożądanych kosmetyków przy okazji. Hydrolat różany Make Me Bio (dostałam próbki kremów do tego), płyn do dezynfekcji pędzli Inglot (+ gratis próbka kremu tonującego), balsam do rąk Indigo  (+ próbki innych kremów), żel do mycia twarzy tymiankowy Sylveco (skusiły mnie opinie na blogach, że śmierdzi :P), dostałam do tego pomadkę peelingującą Sylveco i próbkę kremu Vianek. 
Pilniczek i bibułki matujące dostałam od Golden Rose, próbkę pudru ryżowego od Ecocery, tusz do rzęs od Arbonne, a eyeliner to Gosh w kolorze szarym.
Świetna rzecz takie targi! :)


Nie mogłam też ominąć stoiska koreańskiej marki Dr.G. Szczerze mówiąc czaiłam się na nie od kiedy tylko dowiedziałam się, że będą na targach. Zakupiłam sobie dwie maski w płachcie: A-Clear Mask do cery problematycznej oraz Wrinkle Snail Mask, czyli ślimakową maskę do cery dojrzałej. Do tego torba próbek. Wystawca był szczodry. :D.


No i jeszcze do moich majowych nabytków zalicza się pudełko BeGlossy z bardzo fajnymi produktami w tym miesiącu. Szczegóły TU.

Tak wyglądał mój maj kosmetycznie. Podoba Wam się? Mnie bardzo. :D 
I już wzięłam się za intensywne testowanie. ;)

czwartek, 8 czerwca 2017

DENKO MAJOWE

Hej, hej :)

Jeden miesiąc się skończył, nastał drugi, czas więc na podsumowanie moich miesięcznych, majowych, kosmetycznych doświadczeń. ;)


Oto co udało mi się zużyć w maju. A jak się sprawdziło?


W maju zakończyły żywot 3 żele. Le Petit Marseillais o zapachu maku i bawełny. Duże miałam co do niego oczekiwania, ale ani pod względem zapachowym ani pielęgnacyjnym niczym specjalnym się nie wykazał. W ogóle jak dotąd nie trafiłam na nic ciekawego wśród żeli LPM.
The Body Shop o zapachu truskawki. Cała seria truskawkowa ładnie, prawdziwie pachnie, ale ten żel to jakiś odszczepieniec. Brzydki, kwaśnawy zapach. Rzadko trafiam na takie niewypały w TBS, zdarzyło mi się to do tej pory raz, przy brzoskwini.
Yves Rocher malina i mięta. Tu już żel atrakcyjnie i realistycznie pachniał; soczysta malina ze świeżą, orzeźwiającą nuta mięty. Lubię tę serię (Nature Plaisirs), często coś z niej kupuję i bez wahania polecam. 



Smarowidła do ciała. Od lewej mamy balsam do ciała Organique z masłem shea o zapachu truskawka i guawa. Przepiękny zapach, świeżo-truskawkowy, aromatyczny, realistyczny, apetyczny! :) Natomiast jeśli chodzi o konsystencję jest to twarde, zbite masło-wosk, które ciężko się rozprowadza (co prawda topnieje pod wpływem ciepła ostatecznie i robi się oleiste) i ma w sobie dziwne, ostre drobinki, które na szczęście się rozsmarowują. Po ciężkim rozprowadzeniu mamy na skórze tłustą warstwę, która bardzo wolno się wchłania. Zapach piękny, ale konsystencja, aplikacja i wchłanianie do kitu.
The Body Shop masło truskawkowe. Tu masełko ma idealną, gładką konsystencję, pięknie się wchłania i ładnie też pachnie (truskawkowa mamba), no ale... nie tak cudnie jak Organique. ;)


Yves Rocher szampon zwiększający objętość. No cóż, u mnie on objętości nie zwiększa, nie działa, włosy trochę są nawet szorstkie w trakcie mycia, ale plusem jest fajny, "zielony", świeży zapach.
Avon odżywcza maska z jagodami acai. Nic ciekawego ani pożytecznego nie robiła. Nie polecam.


W końcu po 3 miesiącach udało mi się wykończyć zimowy krem do rąk Farmona z masłem shea. Krem pełni rolę rękawiczek ;) , jest bardzo treściwy i jak posmarujemy się nim przed wyjściem na mróz to faktycznie chroni skórę i nie jest ona spierzchnięta. Wiosną używałam go tylko na noc, dlatego tak długo mi się zużywał, ale jest to naprawdę godny polecenia na zimę krem.
Kamill, klasyczny krem do rąk i paznokci. Ten krem to miłość mojego męża. ;P 
Miał on już dosyć moich wynalazków do rąk o dziwnych zapachach (kokosowych, truskawkowych, waniliowych, karmelowych, itd...) i oznajmił, że żąda zwykłego, tradycyjnego Kamila. :D
Tak więc zagościł Kamil w naszym domku na chwilę. ;) Trochę tłusty w konsystencji, o intensywnym zapachu świeżego proszku do prania, nieco chemicznym. Ja tam go nie polubiłam, służył więc wyłącznie mojemu mężowi.



Mokosh serum ujędrniające do twarzy z olejkiem z pomarańczy. Bardzo wydajne, pięknie pachnące, nastraja zimowo (pomarańcza). Skóra po nim jest w dobrej kondycji, ale jednak forma olejku nie jest odpowiednia dla mnie. Nie lubię tłustości na twarzy.
L'occitane krem do rąk o zapachu piwonii. Zapach nawet, nawet, ale działanie zerowe. Tak, wiem, to typowy kremik do torebki, na co dzień, ale pomimo wszystko, żeby po 10 minutach skóra była sucha, jakby nie zaznała kremu wcześniej? Ten krem (jak i wiele innych wersji kremików L'occitane) zupełnie sobie nie radzi z nawilżaniem i nie polecam, tym bardziej, że całkiem dużo one kosztują. Jedyna wersja, która mnie zadowala to ta niebieska z shea.

I to całe moje (skromne raczej) denko. :) Znacie te produkty? Macie takie same odczucia?

sobota, 3 czerwca 2017

MEET BEAUTY I TARGI KOSMETYCZNE - UPOMINKI I ZAKUPY

Witajcie :)

W poprzednim wpisie podzieliłam się z Wami wrażeniami z konferencji Meet Beauty. Wciąż jestem pod wrażeniem atrakcji przygotowanych przez organizatorów; wykładów i warsztatów, jak i oczywiście obecności Targów Beauty Days, gdzie można było zaopatrzyć się w mnóstwo świetnych kosmetyków w niższych cenach.
Dzisiaj czas na kolejną i zarazem ostatnią atrakcję konferencji, przysłowiową wisienkę na torcie ;), a mianowicie upominki od sponsorów.



Prezenty były spakowane w piękne, kolorowe torby zaprojektowane dla Meet Beauty przez Gosię Zimniak. Torby naprawdę rewelacyjnego projektu i godne każdej kosmetykomaniaczki. :)

źródło Meet Beauty

Były 4 wzory/kolory/kategorie - mnie dostał się zielony, wariant pielęgnacja. Oczywiście zawartość w każdej była mniej więcej taka sama, ale... to co zobaczyłam w środku przeszło moje wyobrażenia. 
Przejdźmy zatem do prezentacji zawartości. :)


Soraya sprezentowala nam produkty z serii Ideal Beauty. Wszystkie to lekkie hydro-kosmetyki: Make-Up do ciała, lekki hydro-krem do cery normalnej i mieszanej, złoty krem-esencja do cery zmęczonej i hydro-balsam do ciała o delikatnym zapachu.


Bielenda obdarowała nas czterema kosmetykami. Esencją 4 w 1 (pełni ona funkcję serum i toniku, zawsze mnie ten produkt interesował), podkład Nude Matt (już sprawdzałam i bardzo ładnie prezentuje się na skórze), baza perłowa dla poprawy kolorytu i oczyszczający żel węglowy do mycia twarzy. Wszystkie te kosmetyki miałam w planach, więc paczka niezwykle udana. :)


Tołpa sprezentowała nam żel do mycia twarzy i oczu, maskę - 2-etapowy zabieg oczyszczająco-kojący oraz saszetki z płynem micelarnym w chusteczce.


Od Pierre Rene Professional dostałyśmy paczuszkę z kosmetykami do makijażu. Jest tu podkład kryjący Skin Balance Cover, paletka z cieniami i różem oraz szminka w kolorze wina.


Prezenty od Lirene to: skarpetki regenerujące, korektor z gąbeczką Be Perfect oraz krem ultranawilżający BioNawilżenie.


Marka Palmer's obdarowała nas nowościami kokosowymi, a mianowicie balsamem, pokaźną odżywką do włosów w saszetce oraz sztyftem do ust. Dla wielbicielek kokosa rarytas!


Alma K to produkty bazujące na minerałach z Morza Martwego. Mamy tu próbkę złuszczającego mydła do ciała i ochronny krem do rąk.



Cashmere Dax Cosmetics obdarowało nad dwoma kosmetykami do konturowania. Są to Duo-Stick, bronzer i rozświetlacz w jednym oraz rozświetlacz z gąbeczką w kolorze 02 (ładny, chłodny, różowo-brązowy z drobinkami).



Annabelle Minerals - dwa sypkie cienie mineralne w kolorach Chocolate i Vanilla. Myślałam, że ot, zwykłe brązy (które rzadko noszę), a tu się okazało, że to piękny, chłodny brąz.



Z racji tego, że uczestniczyłam w warsztatach Golden Rose dostało mi się pudełko z kosmetykami. Mamy tu bazę pod szminkę (ma wzmacniać kolor i przedłużać trwałość), czerwoną pomadkę matową w płynie, a ta fajna, pomysłowa szmineczka pośrodku to długopis - fajny gadżet dla kosmetykomaniaczki. ;) W próbkach dostałyśmy żel do mycia twarzy, bazę rozświetlającą i bazę matującą. Niżej mamy kredki: brązowa kredka do konturowania, żółty korektor kamuflujący sińce i korektor na niedoskonałości. Kredki są bardzo fajne; gładko i miękko suną. Są tu też akcesoria: zestaw mini pęsetek i nakładka silikonowa do mycia pędzli.



Podobnie z marką Gosh. Podczas warsztatów (również o konturowaniu) dostałyśmy pudełka z podkładem w płynie (z pipetką), tusz do rzęs sztucznych i przedłużanych (ale może być też używany do rzęs naturalnych), zestaw do brwi, pędzel do podkładu oraz rozświetlacz w kredce.
W sumie dostałyśmy dużo produktów do konturowania (bardzo popularny temat podczas tegorocznej konferencji), ale jednak każdy jest inny. I to jest cudowne. :D



Również firma Diagnosis zadbała o nas wrzucając nam do paczuszki supplement diety Regital z witaminami i minerałami odpowiedzialnymi za pielęgnację cery, włosów i paznokci. Oprócz tego kosmetyki mama's do pielęgnacji biustu i skóry przeciw rozstępom - te kosmetyki skierowane są dla kobiet ciężarnych (tak Monia, to ten krem idzie do Ciebie ;)) oraz kolagenową maskę do twarzy ze złotem GlySkinCare. Jestem jej ogromnie ciekawa. :)


To tyle jeśli chodzi o moją zieloną torbę. Niesamowita ilość kosmetyków, prawda? :)
Ale, ale... to nie wszystko. Okazało, że jednak na tym nie koniec. Po niespełna dwóch tygodniach organizatorzy dosłali nam kolejne kosmetyki. :O



Paczka od Eveline Cosmetics. A w niej nowości: multiwitaminowy balsam do ciała o obłędnym zapachu pomarańczy, regenerujące serum-żel na dobranoc, maseczka oczyszczająco-wygładzająca z zieloną glinką i wyciągiem z zielonej herbaty, remodelująca maska antycellulitowa i odżywka utwardzająca z naturalnym aldehydem 8w1. Cuda! 


Ponadto paczka od Nivelazione Farmona, a w niej produkty do stóp: kuracja do suchych i popękanych pięt, krem do stóp w sprayu (wow! zawsze coś takiego chciałam, żeby sobie nie brudzić rąk będąc już w łóżku) i dezodorant do stóp i butów. Vianek dorzucił szampon do włosów i maseczkę z glinką czerwoną i olejem sezamowym oraz krem do rąk od Biolaven. Jest tu również mnóstwo rzeczy od Cosnature, niemieckiej marki kosmetyków naturalnych. Dostałam masło z masłem karite i tonką (cudownie, ciężko pachnące), maska regenerująca do włosów z awokado i migdałem, maskę do twarzy z rokitnikiem oraz mnóstwo próbek kremu z granatem.

Konferencji towarzyszyły Targi Kosmetyczne Beauty Days, było mnóstwo wystawców z nowościami i produktami w nieco niższych cenach, a niektórzy z nich mieli pakiety promocyjne dla blogerek. 
Firma Bandi obdarowała mnie mgiełką do ciała w olejku z UV 6. Fajny prezencik na zbliżające się lato. :)


Firma Spa Vintage Body Oil "częstowała" peelingami do ciała z olejem abisyńskim i olejem makadamia. Pachną niesamowicie!


A tutaj moje własne, osobiście poczynione zakupy na targach. Chodziłyśmy z przyjaciółkami od stoiska do stoiska. Wszędzie kusiły nowości fajnych, kosmetycznych firm. :)
Na co się skusiłam? Szary eyeliner Gosh, piękny i metaliczny. Hydrolat różany z Make Me Bio i kilka próbek kremów. Płyn Inglota do dezynfekcji pędzli i kosmetyków, krem do rąk Pop Sugar Indigo + próbki innych kremów oraz tymiankowy żel do mycia twarzy Sylveco i do tego dostałam pomadkę peelingującą do ust i próbki.
Ach, i jeszcze trochę prezentów; od Golden Rose pilnik i bibułki matujące. Próbka pudru ryżowego Ecocery i tusz do rzęs Arbonne.


Nie mogłam też pominąć stoiska koreańskiej firmy Dr.G, na którą nastawiałam się od kiedy tylko podano listę wystawców. Tu skusiłam się na maski w płachcie: A-Clear Mask dla cery problematycznej, regulującą wydzielanie sebum i niedoskonałości oraz Wrinkle Snail Mask - do cery dojrzałej z ekstraktem ze śluzu ślimaka. Do tego dostałam mnóstwo próbek kremów.



Uff, i to już koniec. Kto dotrwał do końca temu medal. ;) 
Jak widzicie zawartość torby konferencyjnej jest imponująca; organizatorzy i sponsorzy bardzo o nas zadbali. Ja do dziś jestem pod wrażeniem i oczom własnym nie dowierzam. ;) Tyle dobra do testowania! Zapowiada się dużo nowych recenzji. :) Biorę się zatem do pracy, a organizatorom i sponsorom bardzo dziękuję. :)