sobota, 20 lutego 2021

SESAMIS | Royal Jelly Firming Mask

Hej, hej :)

 Weekend w pełnej krasie, więc czas na relaks i zrobienie czegoś dla siebie i dla swojej urody.  U mnie jest to zabawa kosmetykami w domowe SPA. W ruch idzie złuszczanie i oczyszczanie maseczką oczyszczającą, a na to nawilżanie, odżywianie i regeneracja. Tym razem wybrałam regeneracyjną maskę w płacie Royal Jelly  Firming Mask koreańskiej marki Sesamis.

Jest to maska z mleczkiem pszczelim na płacie bawełny. Oprócz mleczka pszczelego zawiera masło shea, witaminy i kolagen. Jej zadaniem jest regeneracja skóry, wygładzenie, zwiększenie elastyczności i witalność. Maska zalecana jest do każdego typu skóry, ale szczególnie do suchej, szorstkiej i ziemistej. 

Płat maski jest stworzony w 100 % z bawełny. Dobrze przylega do twarzy i ma duże otwory, więc całkiem wygodnie się w nim funkcjonuje. ;). Jest bardzo mocno nasączony esencją. Maska ma konsystencję mleczka i zapach miodowych cukierków. Należy ją nałożyć na oczyszczoną skórę i trzymać przez 15-20 minut. Całkiem przyjemnie spędzało się z nią czas, a po zdjęciu skóra była bardzo miękka, gładka, tak jak w przypadku mocnego nawilżenia. Generalnie nie mam problemów z przesuszoną skórą czy naruszoną barierą hydrolipidową, więc raz na jakiś tego typu maseczka mi wystarczy.

*

Znacie tę maskę lub inne produkty Sesamis?

niedziela, 14 lutego 2021

NOWOŚCI STYCZNIOWE 2021

 Hej, hej :)

Witam Was z postem podsumowującym zdobycze styczniowe. Trochę "zapóźniona" :D, ale jestem. :D Tym razem jest skromnie, w porównaniu do tego co nawiedziło mnie w grudniu (TU).  Skusiłam się tylko na kilka drobiazgów (uff) :D ale w moich ulubionych kategoriach, czyli perfumy i pomadki, a w drugiej kolejności uzupełnienie braków.


Douglas. Jak tylko nadarzyła się okazja skorzystałam i dokonałam zakupu perfum z mojej wishlisty.  Zadig&Voltaire z zapachem Girls Can Say Anything  zauroczył mnie z próbki, którą dostałam kiedyś do zakupów. Jest to zapach niebanalny, ciepły, aromatyczny i pudrowy z wybijającymi się najbardziej wanilią, tonką i irysem. Na chłodne dni idealny.


Sephora. W promocyjnych ofertach Sephory nie mogłam oprzeć się pomadce Givenchy Le Rose Perfecto w moim ulubionym kolorze fuksji Fearless Pink. Jest to pomadka-balsam, która oprócz delikatnego koloru z połyskiem daje nawilżenie, odżywienie (kwas hialuronowy, shea) i mrowienie sprawiające, że usta wydają się pełniejsze. 


Yves Rocher. Comiesięczna wizyta z ulotką. :D Jak jest coś fajnego w prezencie to idę. :D Mam tu kilka rzeczy, które lubię i zawsze mogę kupić, tak jak: dwufazowy płyn do demakijażu, kremy do rąk i stóp oraz fajne zapachowo żele, i....  właściwie to wszystko. ;) Czasami coś jeszcze wpadnie w oko, ale generalnie poza żelami i produktami do rąk/ stóp niewiele mnie tu kusi. Tym razem w prezencie do zakupu była pluszowa rękawica do demakijażu twarzy. To podobne rozwiązanie do Glov, gdzie zmywa się makijaż rękawicą tylko za pomocą wody. Drugim prezentem był prezent niespodzianka. Przy zakupach okazało się, że to lusterko. Wrr, jak ja nie cierpię takich pseudo prezentów zapychaczy. A zakupiłam dla siebie to, czego mi brakowało. Płyn dwufazowy do demakijażu oczu z wyciągiem z bławatka Pur Bleuet, żel pod prysznic At The Heart Of Pine Trees Pomarańcza i Cedr (pomarańczy nie czuć, cedr owszem) oraz gąbkę konjac do mycia twarzy. Uwielbiam tę gąbeczkę, która świetnie oczyszcza cerę.  

*

I tak prezentują się moje skromne nabytki. Znacie je? Czy coś Was szczególnie zainteresowało?

poniedziałek, 8 lutego 2021

DENKO STYCZNIOWE 2021

 Hej, hej

Styczeń już za nami, więc czas na podsumowanie zużyć kosmetycznych. :) Tym razem mam denko wagi średniej (jakoś nie wychodzi mi więcej ;)), z przewagą kosmetyków do rąk. 

Zapraszam zatem na krótkie recenzje. :)



Rituals, The Ritual of Ayurveda.  Kupiłam zestaw kosmetyków z tej linii w zeszłym miesiącu, więc teraz czas na opinie o kilku z nich.

Harmonizing Foaming Shower Gel. Pianka pod prysznic o zapachu róży indyjskiej i słodkiego migdała. Nie byłam zadowolona z tej formy kosmetyku, coś tu było nie tak. Chmurka pianki wyszła po naciśnięciu tylko za pierwszym razem, a potem za każdym razem wychodził żel, który jakby próbował zmienić się w piankę, ale nie do końca mu to wychodziło. ;D Nie byłam więc z tej pianki zadowolona. Poprzednio miałam miniaturę tej pianki i też nie byłam zadowolona, bo starczyła mi na zaledwie 4 razy. Jakoś nie mam szczęścia do ich pianek. ;)

Balancing Body Cream. Krem do ciała w miniaturze o zapachu róży indyjskiej i himalajskiego miodu. Krem jest bardzo treściwy i rewelacyjnie nawilża i odżywia skórę. Mam wrażenie, że działa długofalowo, bo po kolejnych myciach skóra jest wciąż dobrze nawilżona i nie potrzebuje balsamu.

A Moment of Hand Wash, czyli mydło do rąk o zapachu róży indyjskiej z olejkiem ze słodkich migdałów. Najpierw moje serce skradło piękne, eleganckie opakowanie. Nie mogłam się napatrzeć. ;) Samo mydło również dobrze działa, nie wysusza skóry i jest bardzo przyjemne.

A tutaj mamy kilka kremów do rąk, w tym również minisy oraz jeden tonik.

BasicLab Dermocosmetics. Nawilżający krem do rąk. To już kolejny krem do rąk tej marki. Oceniam go pozytywnie, a kosmetyk doczekał się nawet oddzielnej recenzji, na którą zapraszam TU.

Duft&Doft, Pink Breeze. Mały kremik o świeżym zapachu z dominującymi nutami piwonii. Dobry kremik do torebki dający wystarczające nawilżenie w ciągu dnia. Recenzja szczegółowa TU.

Avon, Attraction. Kremik z linii zapachowej Attraction, pachnący drzewnie. To też taki kremik do torebki, działający doraźnie, bez długotrwałych efektów.

Yves Rocher, Midnight Berries. Kolejny mały kremik o średnim działaniu i ładnym zapachu owoców leśnych.. Trochę niewygodne ma opakowanie, bo przez tę wielką zakrętkę ciężko wycisnąć końcówkę. 

Tołpa, Dermo Face, Physio. Jest to tonik-serum 2w1, zawiera probiotyk i wspiera nasz własny mikrobiom. Konsystencję ma troszkę bardziej gęstą, przypominającą serum czy esencję. Bardzo przyjemnie mi się go stosowało i z chęcią do niego wrócę.


Garnier Fructis, Densify. Jest tu szampon i odżywka do spłukiwania do włosów cienkich.

Szampon i odżywka zawierają fibra-cylane, który sprawia, że włos wydaje się grubszy, co ma wpływać na optyczne zagęszczenie fryzury. O szamponie dowiedziałam się od Agaty z bloga Agata Smaruje, gdzie pisała ona, że włosy po nim faktycznie wyglądają na gęstsze. Postanowiłam więc wypróbować go i ja. Faktycznie, ten szampon działa. W ogóle włosy w dotyku (jak się weźmie w garść) wydają się jakby grubsze, mocniejsze ale też bardziej szorstkie. Generalnie szampon w jakimś stopniu działa, włosy "technicznie" są grubsze, ale nie wyglądają ładnie, nie układają się, a po kilku godzinach robią się oklapnięte, byle jakie, takie jak po przeciętnym szamponie drogeryjnym. 
Odżywka natomiast to jakieś nieporozumienie. Nie robi kompletnie nic. Nie wygładza, nie ułatwia rozczesywania... Włosy po jej aplikacji są takie same jak i bez niej. Stwierdziłam, że nada się tylko do emulgowania oleju z włosów.

*
Znacie moje zużytki? A może u Was sprawdziły się one inaczej? Jestem ciekawa. :)