sobota, 31 marca 2018

L'ORÈAL | PARADISE EXTATIC MASCARA


Hej :)


Dzisiaj biorę pod lupę popularny ostatnio w blogosferze tusz do rzęs L'Orèal Paradise Extatic.
Tusz do rzęs to bardzo ważny kosmetyk u mnie, a makijaż oczu najważniejszym elementem w makijażu, więc tusze testuję bardzo chętnie. Ten tutaj, jako nowość zebrał przeróżne opinie, a jako, że lubię tusze Loreala postanowiłam przetestować go i ja. 
Jesteście ciekawi jak się sprawdził u mnie?



Paradise Extatic Mascara to tusz pogrubiający i dodający objętości. Jego zadaniem jest dodawać rzęsom intensywnej objętości, pogrubiać i wydłużać rzęsy, a także je podkręcać. Tusz zawiera mineralny pigment nadający rzęsom odcień głębokiej czerni, a obecność ekstraktu z chabru i olejku rycynowego działa nawilżająco i pomaga pielęgnować rzęsy. Polecany również dla oczu wrażliwych.



Opakowanie mascary jest metaliczno-złote i prezentuje się elegancko. Mamy tu 6,4 ml tuszu, więc jest stosunkowo mały w porównaniu do innych tuszów. Data ważności od otwarcia - 6 miesięcy. Szczoteczkę ma tradycyjną, raczej dużą, typową dla tuszów pogrubiających, z włoskami ustawionymi regularnie.



A tutaj mascara na żywo. ;)



Konsystencja mascary jest kremowa i faktycznie, trzeba przyznać, że czerń jest głęboka i intensywna. Tusz pogrubia i mocno definiuje rzęsy.
Jeżeli chodzi o aplikację, tusz trzeba nakładać bardzo ostrożnie i uważnie, żeby osiągnąć ładny efekt. Niestety zdarza się mascarze zostawić grudki, zlepić włoski i mamy owadzie nóżki zamiast rzęs. W ciągu dnia tusz potrafi też odbijać się na powiece, a pod koniec dnia niestety się osypuje.


Tutaj  Paradise Extatic Mascara na moich rzęsach. Na jednym oku (po lewej) się udało, nic się nie zlepiło, na drugim już tradycyjnie pozlepiane (tradycyjnie, bo najczęściej tak to właśnie wyglądało).



Nie jestem zachwycona tym tuszem. Skusił mnie pięknym opakowaniem ;) i tym, że jest spod szyldu Loreala (a to wśród ich tuszów właśnie mam wielu ulubieńców), ale ostatecznie sklejanie rzęs i osypywanie się nie zachęca mnie do ponownego zakupu. Nie było też źle, efekt na oku jest przyzwoity, ale żeby się nim zachwycić to za mało. 

A Wy? Mieliście do czynienia z Paradise Extatic Mascara?



sobota, 24 marca 2018

NOWOŚCI MARCA | Pixie, LIQ C, The Body Shop, Estee Lauder, Clinique, Michael Kors, Toni & Guy, Evree, Loreal


Hej, hej :)

Marzec dobiega końca, zapraszam więc na przegląd nowości kosmetycznych, które w tym miesiącu trafiły do mojego koszyka. Wiele z tych nowości kupionych jest pod wpływem nadchodzącej pory roku i związanym z nią corocznym kosmetycznym przebudzeniem i chęcią odnowy. Są tu produkty do pielęgnacji, makijażu, jak również i zapach na wiosnę. ;) Zobaczcie na co się skusiłam i co niedługo znajdzie się w recenzjach. Tradycyjnie wszystko zakupione w promocjach. :D


Superpharm. Tutaj znalazłam w bardzo dobrej cenie planowane przeze mnie od dawna produkty Liqpharm. LIQ CR - serum z retinolem oraz LIQ CG - serum z 7% kwasem glikolowym. Postanowiłam wziąć się za złuszczanie i odnowę swojej cery. Na pierwszy ogień poszedł kwas glikolowy. Przy okazji postanowiłam też przetestować krem do rąk Evree z olejkiem z cannabis i z olejkiem z cytryny. Lubię takie małe kremiki - to niezbędnik w mojej torebce.


Sephora. Przy okazji sephorowych promocji skusiłam się na zachwalany w blogosferze złuszczający tonik z kwasem glikolowym Glow Tonic Pixie. 


The Body Shop. To jeden z moich ulubionych sklepów, więc często tu zaglądam. Co tydzień są jakieś ciekawe promocje, więc wykorzystuję to do zakupienia moich ulubionych i stałych produktów. Takim produktem jest opiewane przeze mnie (do znudzenia) ;P rumiankowe masło do demakijażu. Postanowiłam też przetestować nowość - olejek w żelu do mycia twarzy z serii Oils of Life. Skusiłam się też na antybakteryjny żel do rąk Mango. Ociepla się, a to czas kiedy takie żele zaczynają mieć u mnie rację bytu.


Wyprzedaże 50% w sklepie Estee Lauder to niezaprzeczalnie okazja do zakupu kilku interesujących rzeczy i uzupełnienia zapasów. Porwałam więc swoje ulubione podkłady Estee Lauder Double Wear w odcieniu 1W1 oraz Clinique Even Better w odcieniu Alabaster i skusiłam się na zachwalany puder sypki Estee Lauder Perfecting Loose Powder w odcieniu Light. Przy okazji dla odświeżenia wiosennego looku zdecydowałam się na pomadkę w kredce Clinique Chubby Stick Intense w kolorze ciemnego różu z czerwonymi podtonami 05 Plushest Plum
Nie mogłam też odmówić sobie zapachu na przywitanie wiosny o świeżych, kwiatowych nutach z tuberozą na czele, czyli Michael Kors Michaela Korsa.


Popularne promocje w sklepie Rossmann. Tym razem było to 2+2 na produkty do włosów. 
Postanowiłam uzupełnić zapasy w farbach. Stosownie do mojego koloru, czyli chłodnego blondu wzięłam blondy z oferty marki Loreal: Recital PreferenceProdigy. Przy okazji skusiłam się na szampon i odżywkę do włosów cienkich Volume Addiction Toni & Guy. Wstępne testy wypadły pozytywnie.


Znacie któreś z pokazanych produktów? Co was najbardziej interesuje?



sobota, 17 marca 2018

MOJA CODZIENNA PIELĘGNACJA


Hej, hej :)

Na fali popularnych ostatnio na blogach postów o pielęgnacji postanowiłam i ja podzielić się z Wami tym, jak i jakimi kosmetykami aktualnie dbam o swoją twarz. 



PIELĘGNACJA PORANNA

Pielęgnację poranną rozpoczynam od umycia twarzy. Wiem, że jest mnóstwo różnych opinii w kwestii "myć czy nie myć" (bo przecież rano twarz jest czysta), ale nie, nie jest czysta, bo przez noc skóra się regeneruje, złuszcza i rano mamy na niej resztki martwego naskórka, sebum, kurz, itd... Ja to wszystko rano na niej czuję i mam naturalną potrzebę oczyszczenia twarzy. Do oczyszczania twarzy można używać różnych preparatów, zależnie od rodzaju cery. Ja wybieram żel myjący, bo mam tłustą cerę, ale zależy mi na tym, aby ten żel był delikatny i nie powodował ściągnięcia skóry twarzy. Obecnie używam oczyszczającego żelu węglowego Carbo Detox Bielenda, który delikatnie i skutecznie oczyszcza moją twarz. Po umyciu twarzy nakładam na nią tonik. Służy on do  przywrócenia odpowiedniego ph skóry, oczyszcza i odświeża cerę. Dla mnie ważne też jest, żeby tonik nie zawierał alkoholu i niepotrzebnie nie wysuszał mi skóry. Obecnie używam toniku Glow Tonic Pixie, który dodatkowo zawiera kwas glikolowy i działa złuszczająco. Ponadto, dokonałam małych zmian w kwestii aplikacji toniku. Zamiast przecierania twarzy płatkiem nasączonym tonikiem nakładam tonik dłońmi. Nie marnuje się tyle produktu i skóra dostaje więcej. Po tonizacji kolejnym krokiem jest nałożenie kremu. Pod oczy nakładam lekki krem rozjaśniający, rozświetlający i pobudzający krążenie GinZing Origins, a na twarz nawilżający i ochronny krem z olejem z pestek winogron i olejkiem lawendowym Biolaven. Na szczęście, pomimo olejków w składzie wchłania się do matu.




PIELĘGNACJA WIECZORNA

Pielęgnację wieczorną zaczynam od demakijażu. Do zmycia wszystkich warstw makijażu lubię używać olejku lub masełka, które szybko rozpuszcza nawet bardzo oporny makijaż. Moim ulubionym produktem w tej kategorii jest rumiankowe masło do demakijażu The Body Shop. Skutecznie i delikatnie zmywa makijaż z całej twarzy. Smaruję masełkiem twarz i zmywam zwilżonym ciepłą wodą wacikiem. Oczy też można nim potraktować, ale do oczu mam specjalny płyn dwufazowy Yves Rocher - również stała pozycja na mojej  łazienkowej półce. Po zmyciu poszczególnych partii twarzy wszystko zmywam wyżej wspomnianym  żelem myjącym Bielendy. Do oczyszczania twarzy bardzo lubię też używać gąbeczki Konjac. Skóra po jej użyciu jest pięknie oczyszczona i wygląda zdrowo. 




Kolejne kroki są takie same jak w przypadku porannej pielęgnacji. Po umyciu twarzy stosuję tonik, krem pod oczy i krem do twarzy.Wieczorem decyduję się na bardziej treściwe i pielęgnujące kremy. Obecnie używam kremu odżywczo-naprawczego E-Defence Anew Clinical Avon, który sprawia, że skóra jest ukojona i miękka, a pod oczy używam teraz łagodzącego kremu Sylveco. Pod koniec dnia włączam również dodatkową pielęgnację w postaci serum. W tym momencie pracuję nad rozjaśnianiem przebarwień, dlatego do wieczornej pielęgnacji włączyłam serum LIQ CG z kwasem glikolowym.



Oprócz porannej i wieczornej pielęgnacji, ważna jest też dodatkowa pielęgnacja w postaci maseczek. U mnie niestety jest to pielęgnacja głównie weekendowa. Zawsze kiedy nadchodzi weekend stosuję  peeling, maseczkę oczyszczającą i maskę w płachcie rozkładając to na dwa dni. Staram się również pamiętać o maseczce w połowie tygodnia, żeby moja pielęgnacja dawała lepsze efekty. Ogólnie jestem ze swojej cery zadowolona i muszę powiedzieć, że takie przemyślane dbanie o swoją skórę popłaca.



Ostatnim etapem pielęgnacji jest odpowiednio długi i zdrowy SEN.  Nad tym jeszcze pracuję. ;)

niedziela, 11 marca 2018

HOLIKA HOLIKA | PURE ESSENCE MASK SHEET - LEMON 🍋


Hej, hej :) 

Witam weekendowo, czyli z maseczką w akcji. :) 👽
Jak na weekend przystało, jest pięknie i słonecznie. Powoli wychodzimy z zimy, jest to więc ostatni dzwonek, żeby pozbyć się niechcianych przebarwień na twarzy. Działają w tym kierunku preparaty rozjaśniające i złuszczające z wit.C
 i z kwasami, a ponieważ ja również walczę z przebarwieniami to wyciągnęłam maseczkę działającą właśnie w tym kierunku.


Pure Essence Mask Sheet marki Holika Holika to kolekcja 10 maseczek na bawełnianej płachcie z pielęgnującymi ekstraktami z roślin i owoców.
Ja z tej kolekcji wybrałam wersję Lemon z ekstraktem  z cytryny. Maska ta ma właściwości rozjaśniające skórę (szczególnie plamy depigmentacyjne), przeciwbakteryjne i ściągające. Oczyszcza skórę, odświeża i dodaje blasku. Ekstrakt z cytryny jest bogaty w witaminę C - składnik, który jest naturalnym antyoksydantem i niszczy wolne rodniki. Zapobiega przedwczesnemu starzeniu się skóry i pomaga w walce z niedoskonałościami. Fitohormony obecne w cytrynie sprawiają, że skóra staje się napięta, sprężysta, a zmarszczki pojawiają się o wiele wolniej.



Skład:

Water, Glycerin, Dipropylene Glycol  , Betaine, Polyglyceryl-10 Laurate, Butylene Glycol, Centella Asiatica Extract, Paeonia Suffruticosa Root Extract, 1,2-Hexanediol, Allantoin , Panthenol  , Citrus Limon (Lemon) Fruit Extract, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Arginine, Carbomer, Glyceryl Caprylate, Xanthan Gum, Ethylhexylglycerin, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Oil, Pyrus Malus (Apple) Fruit Extract , Carica Papaya (Papaya) Leaf Extract, Viola Tricolor Extract, Lavandula Angustifolia (Lavender) Flower Extract, Centaurea Cyanus Flower Extract, Disodium EDTA

Opakowanie maski jest bardzo estetyczne i radosne. Cytryna z jej właściwościami wybielającymi zdecydowanie przemawia do nas z półki. Co fajne, opakowanie ma w górnym, prawym rogu "łatwe otwieranie" i rzeczywiście,
 szybko i sprawnie, bez rozrywania da się otworzyć saszetkę.



W środku mamy cieniutką, bawełnianą płachtę o charakterystyce żelopodobnej, co ułatwia jej dopasowanie się do kształtu twarzy i idealne przyleganie do skóry. Trzeba przyznać, że płachta faktycznie bardzo dobrze trzyma się twarzy i można w niej wykonywać domowe czynności. Ponadto, przepuszcza ona powietrze i pozwala skórze oddychać. Jej kolejnym plusem jest to, że jest bardzo obficie nasączona, a część esencji pływa jeszcze w opakowaniu. Zapach jest dyskretny, nie rzuca się w nozdrza. Jest lekko cytrynowy i jak się wwącham wyczuwam aromat typowy dla kosmetyków naturalnych. 


Maskę mamy trzymać na twarzy 10-20 minut, a po zdjęciu resztę esencji wklepać w skórę.
Esencja po zdjęciu maski bardzo długo się wchłania i twarz jest niestety klejąca. Lepiej ją zatem robić na wieczór, żeby nie musieć cennego kosmetyku zmywać przed wyjściem, tylko pozwolić mu działać.  Działanie maski po pierwszym razie nie jest jakieś spektakularne, ale rozjaśnianie przebarwień to nie jest kwestia natychmiastowego działania, tu zawsze trzeba więcej czasu. Natomiast ja działanie esencji odczułam, bo przy przedłużonym trzymaniu (jak zwykle u mnie) niektóre miejsca miałam lekko zaczerwienione (ale tylko przez kilka minut). 
Efekt jaki maska zostawiła u mnie to rozświetlona cera. Muszę przyznać, że w porównaniu do wielu innych masek, jakość płachty i esencji oraz jej obfitość zrobiła na mnie bardzo  pozytywne wrażenie. Minusem jest lepkość i słaba wchłanialność preparatu. 




Mieliście maski z serii Pure Essence Sheet Mask? Mają bardzo dużo maseczek w swojej ofercie, każda kusi i mam ochotę również na inne wersje.

sobota, 3 marca 2018

ORGANIQUE | BLACK ORCHID |Czarna Orchidea w akcji 🌺


Witajcie,

Dzisiaj zapraszam Was na recenzję kosmetyków z serii Czarna Orchidea marki Organique. Bohaterem będzie pianka do mycia ciała i balsam do ciała. Balsam dostałam kiedyś w boxie urodowym i dzięki temu miałam okazję poznać zapach. Zapach jest przepiękny. ❤️Pachnie kwiatami czarnej orchidei, a mnie kojarzy się z perfumami  La Nuit Tresor Lancome. Zakochałam się w nim i przy okazji ostatniej promocji w Organique na Walentynki dokupiłam do kompletu piankę do ciała. Jak sprawdziły się te kosmetyki?




Pianka do mycia ciała

Pianka ta to oczywiście alternatywa żelu pod prysznic. Ma oczyszczać skórę, a przy okazji zmiękczać ja i nawilżać. Zawiera glicerynę roślinną, co znacząco wpływa na nawilżenie skóry podczas mycia.





Skład:
GLYCERIN, AQUA, SORBITOL, SODIUM COCOYL ISETHIONATE, DISODIUM LAURYL SULFOSUCCINATE, SODIUM CHLORIDE, SODIUM STEARATE,  ARFUM, PROPYLENE GLYCOL, SODIUM LAURATE, SODIUM LAURETH SULFATE, SODIUM LAURYL SULFATE, PHENOXYETHANOL, STEARIC ACID, LAURIC ACID, TETRASODIUM EDTA, PENTASODIUM PENTETATE, TETRASODIUM ETIDRONATE, CI 17200, CI 42080, BENZYL SALICYLATE, HYDROXYCITRONELLAL, LINALOO

Pianka ma bardzo eleganckie opakowanie. Jest zamknięta w ciemnym, plastikowym słoiczku z zakręcanym, ozdobnym wieczkiem. Pod wieczkiem jest dodatkowe zabezpieczenie w postaci sreberka. Jest to tak pięknie i misternie wykonane, że robi ogromne wrażenie.Po zdjęciu sreberka ukazuje się naszym oczom  jasnofioletowa pianka. Ma delikatną i puszystą formę. Po nałożeniu na skórę wcale jednak nie rozsmarowuje się idealnie. Najlepiej rozetrzeć piankę w dłoniach i wtedy rozsmarować na skórze. 



Pianka nie pieni się jakoś mocno, a po rozsmarowaniu gubi swój piękny aromat i bardziej czuć zapach naturalnego mydła. Aplikacja jest zatem średnio przyjemna, niewątpliwie jednak jest to kosmetyk bardzo dobrej jakości, dobrze pielęgnujący skórę.



Balsam do ciała
Balsam również zamknięty jest w eleganckim słoiczku z dodatkowym zabezpieczeniem w postaci sreberka. Dodam, że zarówno pianka jak i balsam występują w pojemnościach 100 ml i 200 ml. Ja jestem posiadaczką mniejszych wersji 100 ml.



Balsam zawiera 55 % czystego masła shea i 3 rodzaje naturalnych olejów: z awokado, sojowego i z pestek winogron. Masło shea zawiera wiele wiele witamin i składników odżywczych, dzięki którym skóra staje się gładsza. Oleje wzmacniają i odżywiają skórę, a dodatek wosku pszczelego, który jest na drugim miejscu w składzie tworzy warstwę ochronną na skórze, która przeciwdziała wysuszaniu oraz sprawia, że skóra staje się elastyczna. Balsam ma nawilżać, odżywiać, regenerować, wygładzać i uelastyczniać skórę. Jest przeznaczony szczególnie do pielęgnacji skóry suchej, szorstkiej i podrażnionej. 98 % składników balsamu to składniki naturalnego pochodzenia.




Skład:
BUTYROSPERMUM PARKII (SHEA BUTTER), CERA ALBA (BEESWAX), CETEARYL ALCOHOL, GLYCINE SOJA (SOYBEAN) OIL, PERSEA GRATISSIMA (AVOCADO) OIL, VITIS VINIFERA (GRAPE) SEED OIL, PARFUM, TOCOPHEROL (MIXED), BETA-SITOSTEROL, SQUALENE, APLHA-ISOMETHYL IONONE, BENZYL SALICYLATE, CINNAMYL ALCOHOL, CITRONELLOL, COUMARIN, GERANIOL, HYDROXYCITRONELLAL, LIMONENE, LINALOOL.

Wszystko pięknie tylko, że balsam nie ma nic wspólnego z typowym balsamem, do którego konsystencji jesteśmy przyzwyczajeni. To  nawet nie typowe masło (no chyba, że z lodówki) ;). Kosmetyk ma konsystencję utwardzonego, zbitego tłuszczu. Cieżko wydobywa go się z opakowania. Po wydłubaniu go trzeba balsam rozgrzać w dłoniach i tym jesteśmy w stanie ułatwić sobie aplikację. Nie dość, że aplikacja ze względu na konsystencję nie jest łatwa, wchłanianie tego tłustego specyfiku też trochę trwa. Jak już się wchłonie na szczęście nie jest lepki, pomimo, że zostawia na skórze wyczuwalny ochronny film. Trzeba jednak przyznać, że świetnie pielęgnuje i nawilża skórę, a zapach balsamu jest bardzo trwały.



Reasumując, są to bardzo fajne i dobre jakościowo kosmetyki, o niesamowitym zapachu, dobrze pielęgnujące a jedynym ich mankamentem jest konsystencja. Gdyby seria oferowała żel pod prysznic i zwykły, lekki balsam byłabym wniebowzięta. Domyślam się jednak, że firma przy tak wyjątkowym i oryginalnym asortymencie idzie też w oryginalne formuły.


Dodam, że w asortymencie marki jest mnóstwo pięknych zapachów. Ja na pewno jeszcze nie raz z oferty Organique skorzystam. A może mieliście już do czynienia z innymi seriami zapachowymi Organique?